czwartek, 10 maja 2012

JAK POSTĘPOWAĆ Z CHORYM NA ALZHEIMERA

Dopiero w domu opieki nauczyłam się jak prawidłowo postępować z chorym na Alzheimera.

Gdy pytają o zmarłych już rodziców, trzeba mówić po prostu, że dobrze i pozdrawiają.
Albo mogą pytać o drogę, czy też kiedy do domu pójdą. Niestety trzeba kłamać dla dobra chorego. Inaczej  będzie się rodzić agresja. Ja nie wiedziałam o tym i zawsze mama była zła, że mówię jej jakieś niedorzeczności.
W żadnym razie nie wolno zaprzeczać, bo to i tak nic nie da. Mózg wyparł już prawdziwe dane. Chory tkwi w innym świecie, tylko sobie znanym. Wraca do dzieciństwa i nie wie co dzieje się teraz, wczoraj, rok, czy więcej temu.
Jeśli chodzi o jedzenie z czasem zapomina do czego służy łyżka, czy widelec. Najpierw stara się jeść rękoma,a później niestety  trzeba go karmić.
Chory na Alzheimera w tym swoim stanie podświadomie jest bardzo przebiegły.  Gdy dostaje leki nawet z jedzeniem, zje wszystko, ale leki wypluwa. Trzeba leki gnieść i dawać z ulubionym posiłkiem chorego.
Jeśli chory jest w domu, radzę wszywać do ubrań nazwisko, imię, adres i telefony kontaktowe. Ponieważ nigdy nie wiemy, kiedy chory może wyjść z domu i mieć trudności z powrotem.
W domu radzę pochować ostre narzędzia, uważać na kuchenki gazowe i okna. Nigdy nie wiadomo co może taki chory nieświadomie zrobić. Może zrobić i sobie i innym wiele krzywdy.
Można z chorym robić testy, które pomogą  zmusić mózg do jakiegoś wysiłku i tym samym choć trochę spowolnić postęp choroby. Oczywiście na początku  choroby, gdy jeszcze mózg przyjmuje jakieś informacje.
Są też w każdym większym mieście instytucje alzheimerowskie, które pomagają  i chorym i opiekunom. Niestety ja dowiedziałam się o takich instytucjach i testach zbyt późno.
W internecie znalazłam ćwiczenia. Myślę, że pomogą. 
 http://pl.lundbeck.com/pl/PDF/Ebixa%20new/www-zeszyt-cwiczen-2011.pdf
                                             
                                                          I najważniejsze:

Przytulać, przytulać i kochać naszego chorego mimo, że jest nieznośny.
                              Bowiem nie jest to jego wina.
To wina tej wstrętnej choroby. Chory nawet nie wie, że zrobił coś źle. 




  





 


środa, 9 maja 2012

ZACHOWANIA INNYCH CHORYCH NA ALZHEIMERA

W domu opieki, w którym przebywa mama jest więcej osób z chorobą Alzheimera. Zachowują się różnie.

Jedna z pensjonariuszek chodzi w chustce na głowie i torebką i ciągle pyta o drogę do domu, czy już był autobus.
Inna pani nosi misia pluszowego, tuli go do siebie. 
Jeszcze inna woła ciągle swoich bliskich.
Gdy jedzą często wrzucają kanapki do herbaty, albo zabierają z innych talerzy mimo, że mają swoje.
Szkoda mi tych starych, ciężko chorych ludzi. Gdy tam jadę to nie jestem  parę minut, tylko przez dwie, trzy godziny. Chorzy już się do mnie przyzwyczaili i często siadają koło mnie i próbują rozmawiać. Chcą żeby się nimi interesować.
Polubiłam ich i często z nimi próbuję rozmawiać, tak jak z mamą.
Już wiem jak zachować się, jak postępować, jak rozmawiać. Dużo się nauczyłam  przez te lata. 




wtorek, 8 maja 2012

STAN PO PARU LATACH CHOREGO NA ALZHEIMERA

Mama teraz po pięciu latach pobytu w ośrodku bardzo schudła, zrobiła się malutka chociaż nigdy tak dużo nie jadła. Je teraz niestety  już same zupy i miękkie posiłki.

Cały czas chodzi i przez cały dzień wydaje jakieś nieartykułowane dźwięki typu „dziewie.., dziewie... Agresja powoli znów wraca, bo potrafi mocno szczypać, zwala współ pensjonariuszom rzeczy ze stołu. Potrafiła nawet rozebrać telefon na części. Znów trzeba patrzeć co robi. Ciągle chce się rozbierać, ściąga kapcie i chodzi boso.
 Łapie na przykład koc i nim potrząsa, jakby chciała powiedzieć „oo zobacz jaki ładny kocyk’. Ma chyba przy tym  i chorobę Parkinsona, bo trzęsą jej się ręce. Ale chyba tak jest przy Alzheimerze, bo wszyscy chorzy na tą chorobę mają takie objawy. 
Trzeba ją już karmić.
Nosi pieluchy, bo już nawet nie wie co to toaleta i co się tam robi.
Już nawet nie reaguje na swoje imię, a leki trzeba jej podawać rozgniecione w serku.
Powiem szczerze, że do domu przyjeżdżam ciężko chora i zrozpaczona, widząc jak ta okropna choroba postępuje i rujnuje mamy życie.
Sama na pewno nie dałabym sobie rady opiekować się mamą. Bałabym się zostawić ją choć na sekundę samą. A przecież trzeba czasem wyjść i zrobić chociaż zakupy, czy pójść do lekarza i załatwić swoje sprawy.
Przykro mi, że taki jest jej stan. Kiedyś się przytulała, a teraz traktuje mnie jak obcą. Siedzi koło mnie tylko tyle, żebym ją nakarmiła czymś dobrym. Później idzie sobie  nie zwracając na mnie uwagi.

poniedziałek, 7 maja 2012

POBYT W DOMU OPIEKI CHOREGO NA ALZHEIMERA

Mama jakoś szybko zaadaptowała się. Cały czas wierzyła, że jest w sanatorium. Opiekunki miały z nią niestety kłopot, bo musiały chować przed nią papier toaletowy, bo go zabierała, skręcała w ruloniki i chowała gdzie popadnie. Parę razy niestety  przy myciu pobiła opiekunkę, która chciała ja umyć.

 Podziwiam opiekunki, bo w tym domu, w którym jest mama wykazują maksimum cierpliwości. Są w stosunku do podopiecznych bardzo miłe i cierpliwe. A przy tym mają bardzo dużo pracy, bo mają sporo biegania, dźwigania, nie mają czasu nawet na chwilę usiąść. Mimo tak ciężkiej pracy widzę jak przytulają chorych, jak rozmawiają z nimi serdecznie. Tam właśnie nauczyłam się postępować przy chorobie Alzheimera .
 Niestety choroba postępowała i mama zmieniała się z miesiąca na miesiąc. Co prawda przestała zwijać papier, zrobiła się już mniej agresywna, ale wyraźnie zaczęła być bardziej otępiała, nieobecna, coraz gorzej mówiła, nie umiała się podpisać. Po prostu gasła w oczach. 
Zaczęła mówić od rzeczy i nie umiała złożyć porządnego zdania. Później  i wyrazy zaczęły być dla nas niezrozumiałe. Przestała mnie poznawać. Ma nieobecny wzrok i nawet na mnie nie spojrzy. Mówiła do mnie pani, ciocia, babcia ale nie córka, czy po imieniu. Zawsze jednak mimo to, gdy przychodzę to pozdrawiam  ją wymieniając po kolei całą rodzinę, oczywiście mówię zawsze kto to taki.
Mam cichą nadzieję, że mimo wszystko coś się zatli w jej mózgu, coś sobie przypomni.


niedziela, 6 maja 2012

CHORY NA ALZHEIMERA W DOMU OPIEKI

Gdy mój mąż nagle zmarł, wtedy natychmiast dojrzałam do myśli o oddaniu mamy do domu opieki. Wiedziałam, że sama na pewno nie dam sobie rady. Z córką zaczęłyśmy szukać dobrego domu.

W czasie, kiedy szukałam odpowiedniego domu dla mamy, opiekowała się nią jej koleżanka, która brała ją  na swoją działkę. Zresztą wiele razy  odciążała mnie, żebym mogła trochę odpocząć.
Objeździłyśmy  sporo takich domów. Patrzyłam przede wszystkim na to ile osób jest w pokoju, jaka pościel jest na łóżkach, jakie warunki panują.
Jeden, który w internecie wydawał nam się najładniejszy zostawiłyśmy na koniec.  Był to strzał w dziesiątkę.
Oczywiście prywatny dom. Ładna okolica, czysto, ogród z pięknymi kwiatami, altanka, gdzie pensjonariusze mogli sobie posiedzieć i to co było bardzo ważne zamknięty. Obsługa wydawała się bardzo miła. Zdecydowaliśmy się. 
Teraz problemem było jak mamie powiedzieć, że idzie do domu opieki i nie będzie już mieszkać w swoim domu. Ponieważ mama często wyjeżdżała do sanatorium, więc powiedziałam jej, że załatwiłam jej sanatorium, żeby odpoczęła trochę. Poprosiłam opiekunki, żeby  tak do mamy mówiły. Nie było problemu z przeprowadzką.
Mama często pytała, kiedy  wróci do domu. Wiedziałam, że ma już kłopoty z pamięcią, więc mogłam jej wmówić, że przecież jest dopiero tydzień, a ja załatwiłam  jej pobyt na dwa miesiące. Wtedy mówiła  no tak to  jeszcze trochę.
Ważne, że podobało jej się tam. 
Odwiedzałyśmy  mamę dość często. Mówiłam  jej, że załatwiłam sanatorium specjalnie blisko, żebyśmy mogli ją często odwiedzać. Była bardzo zadowolona.


sobota, 5 maja 2012

SKŁONNOŚĆ DO UCIECZEK CHORYCH NA ALZCHEIMERA

Pewnego dnia mąż spał u mamy i w środku nocy obudził się. Zaniepokoiło go to, że za długo było światło w łazience włączone. Obszedł mieszkanie i stwierdził, że mamy nie ma. Po jakimś czasie mama wchodzi jakby nigdy nic do mieszkania. Nie umiała powiedzieć gdzie była i po co poszła.  

Wiedziałam, że jeszcze mogę mamę zostawić, bo gdy chodziłyśmy  razem to testowałam jej pamięć. Zawsze prosiłam, żeby mnie zaprowadziła do jej domu, bo ja nie wiem gdzie mieszka. Doprowadzała mnie  prawidłowo, ale mówiła ze to nie ta ulica, na której jesteśmy tylko wymieniała tą z dzieciństwa. Na klatce wiedziała, w którą stronę ma iść, tylko myliła piętra.
Wyjść nieraz musiałam, bo niektóre sprawy były konieczne do załatwienia.
Załatwiłam opiekunkę na czas mojej nieobecności. Mama miała tylko na nią poczekać dziesięć minut. Niestety. Opiekunka zadzwoniła, że mamy nie ma. Zanim zadzwoniła do mnie obleciała cały teren koło domu. Mamy ani śladu. Oczywiście  zaraz wróciłam  do domu i znów szukałam. Od razu panika i strach, że coś się mogło stać. Po paru godzinach  jakaś pani zainteresowała się zbłąkaną, spanikowaną starszą panią i przyprowadziła  mamę do domu. Okazało się, że mama jeździła sobie tramwajami.
Ciągle powtarzało się jedno. Muszę pojechać do domu, choć w tym domu była. Dla niej dom był ten z dzieciństwa, bo ciągle wymieniała ulicę nie tą gdzie aktualnie mieszkała, tylko tą z dzieciństwa.
Ostatni raz jak się zgubiła to zadzwoniła do mnie straż miejska, żebym odebrała mamę. Mama znalazła się w innej dzielnicy. Chodziła po podwórkach, czegoś szukała i jacyś ludzie zainteresowali się nią i zawiadomili straż miejską.
Już wtedy do mnie dotarło, że  nie mogę jej zostawić nawet na chwilkę.
Już i tak moje sprawy i zdrowie poszły w odstawkę.
Dzieci  mówiły mi, że ja tak dłużej nie mogę zaniedbywać swojego zdrowia i powinnam  zdecydować się na oddanie mamy do domu opieki. Jednak nie chciałam nawet o tym słyszeć.
Zaczęłam  nawet zamykać drzwi i głęboko chować klucze, ponieważ ciągle chciała wychodzić z mieszkania. Gdy nie mogła otworzyć drzwi, szarpała je tak mocno, że myślałam, że wyrwie je razem z futryną.
Musiałam się niestety nauczyć kłamać dla jej dobra.
Mówiłam wtedy ze pewnie się zacięły i już dzwoniłam po ślusarza i trzeba poczekać. Uspokajała się i najczęściej kładła się do łóżka.


piątek, 4 maja 2012

BANKI, A CHORY NA ALZHEIMERA

Miałam bardzo duży kłopot z mamą, ponieważ ciągle chodziła do banku i wyciągała wszystkie pieniądze jakie były na koncie. Nie pomagały prośby, żeby mamie nie wydawać tyle pieniędzy. Oni mają procedury i koniec.

Pewnego razu dojrzałam w otwartej torebce mamy jakiś podejrzany rulon okręcony gumką recepturką. Bardzo  mnie zaintrygowało i zaniepokoiło to. Gdy poszła do łazienki złapałam torebkę i schowałam ją, czekając, aż pójdzie spać.
Wiem, że nie powinnam  grzebać w jej torebce, ale coś mnie zaniepokoiło. Miałam rację, bo mogło się zdarzyć coś złego. Gdy mama poszła spać przejrzałam torebkę i z przerażeniem zobaczyłam spory plik pieniędzy właśnie w tym rulonie. W dodatku wiem, że z nimi była na bazarze, który znajduje się tuż koło banku. Zmroził mnie ten widok. A jakby ktoś jej to ukradł, czy zrobił krzywdę?
Zastanawiałam się co zrobić z tymi pieniędzmi, bo przecież nie wpłacę znów na to samo konto, bo znów wypłaci. Założyłam konto na siebie i wpłacałam tam pieniądze, które mama wypłacała. Było to konto mamy, ale nie mogłam założyć na nią bo  by się dowiedziała i z tego konta wypłacała. 
Już nauczona doświadczeniem przeglądałam  torebkę i znalezione pieniądze wpłacałam na /moje-nie moje/ konto.
 Nawet, gdy zrobiłam ksero dowodu i zabrałam oryginał  nie pomogło. Znali mamę i wypłacali. Uznali, że stara kobieta, pewnie zapomniała dokumentu.
Wreszcie  pomogła  zima. Mama bała się chodzić sama po śniegu. Zapomniała o banku i wreszcie skończył się koszmar.

czwartek, 3 maja 2012

JAZDA ŚRODKAMI LOKOMOCJI Z CHOTYM NA ALZHEIMERA

Jazda środkami lokomocji, to był koszmar.
Gdy nikt mamie nie ustąpił miejsca, zaraz zaczęła się złościć i kłócić. Gdy wreszcie usiadła, zaczepiała siedzącego obok pasażera. Strasznie mi było głupio, bo opowiadała niestworzone rzeczy. Ludzie się dziwnie patrzyli na nią. Musiałam tłumaczyć, że to wynik jej choroby.
Gdy miałyśmy wysiadać, zaczęła się szarpać i wrzeszczeć, że ona nigdzie nie wychodzi i jedzie dalej. Jechałam dalej, aż się nie uspokoiła.

Bardzo pomagali mi mój mąż i mamy koleżanka, po to, żebym choć trochę odpoczęła i pobyła choć trochę we własnym domu.
Gdy czekaliśmy na autobus, to mama chciała wsiadać do byle jakiego autobusu, bo strasznie się niecierpliwiła i była znów zła, że musi czekać. Ciągle chciała jechać na ulicę ze swojego dzieciństwa. Nawet kierowców autobusów wypytywała, czy  jada na tą ulicę.
Niestety zmuszona byłam w końcu przemieszczać się taksówkami, bo było coraz gorzej.

środa, 2 maja 2012

AGRESJA U CHORYCH NA ALZHEIMERA

Niestety agresja „wpisana” jest w chorobę Alzheimera.

Mama nigdy nie używała brzydkich słów, a nawet nam zwracała uwagę jak mówimy.
Jak zachorowała, wszystko się zmieniło. Często się złościła i klęła i niestety używała przemocy.
Kiedyś chciałam dać jej  jak zwykle leki, a ona zaczęła szarpać i wyrywać pudełko z lekami. A jak jej nie dałam z wiadomych powodów, to porozrzucała leki i na dodatek wyrwała mi z ręki szklankę z wodą i rzuciła we mnie. Na szczęście zdążyłam się uchylić, a szklanka się potłukła i woda wylała.
Innym razem prosiłam, żeby się umyła i oddała mi brudną bieliznę. Gdy się odwróciłam, żeby przynieść czystą bieliznę, nagle silnie mnie uderzyła. Zamachnęła się jeszcze raz, ale przytrzymałam jej ręce. Jak ją puściłam, poleciała do sąsiadów, żeby poskarżyć się, że ją biję. Byłam bezradna, zaczęłam płakać z bezsilności.
Gdy zaczęłam zamykać frontowe drzwi, żeby nie wyszła sama, bo bałam się ze się zgubi, szarpała je i rzucała wyzwiskami w moja stronę.
Mimo, że tak się zachowywała w stosunku do mnie to jednak musiała mnie ciągle widzieć. Wtedy była trochę spokojniejsza. Gdy zostawiłam mamę z córką, to niestety musiałam wracać szybko, bo szamotała się, szarpała drzwi i klęła.
To tylko niektóre z jej zachowań.
 Gdybym wszystko opisała, nie starczyłoby miejsca.
Niestety taka agresja to nie zła wola mamy tylko ta okropna choroba.                 

wtorek, 1 maja 2012

POSIŁKI JAK PODAWAĆ CHORYM NA ALZHEIMERA

Mama  jak była zdrowa bardzo dobrze gotowała i piekła przepyszne wypieki. Gdy robiła przyjęcia, to wszyscy chwalili wszystko co podawała. Jej ciasta były pięknie udekorowane, a jak smakowały.

Gdy dopadła ją ta okropna choroba, wszystko zapomniała. Miała trudności w zrobieniu nawet herbaty. Sypała do herbaty sól zamiast cukru.
Kiedyś gotowałam zupę. Gdy się gotowała, poszłam do pokoju poczytać. Uważałam, że nie muszę stać nad garnkiem. Jakże się myliłam. Przyszłam do kuchni  i zobaczyłam, że ta zupa jest coś za bardzo żółta. Zajrzałam do lodówki i zastanowiło mnie, że było tam półtora kostki masła. A teraz nie widzę  go wcale. Doszło do mnie wtedy co się stało. Mama całe masło włożyła do zupy i dlatego zupa przybrała taki żółty kolor. No cóż trzeba było ratować obiad, bo nie miałybyśmy co jeść. Schłodziłam ją i zebrałam większość tłuszczu.  
Przy innych posiłkach też musiałam patrzeć na ręce, bo mama zamiast zjeść kanapki to pakowała je w „serwetki” czyli papier toaletowy i chowała je do torebki, pod poduszki, między tobołki, których nie brakowało.
To było we wczesnej fazie choroby. później było gorzej. Kanapki wkładała do herbaty.
Ale o tym później.