Gdy nikt mamie nie ustąpił miejsca, zaraz zaczęła się złościć i kłócić. Gdy wreszcie usiadła, zaczepiała siedzącego obok pasażera. Strasznie mi było głupio, bo opowiadała niestworzone rzeczy. Ludzie się dziwnie patrzyli na nią. Musiałam tłumaczyć, że to wynik jej choroby.
Gdy miałyśmy wysiadać, zaczęła się szarpać i wrzeszczeć, że ona nigdzie nie wychodzi i jedzie dalej. Jechałam dalej, aż się nie uspokoiła.
Bardzo pomagali mi mój mąż i mamy koleżanka, po to, żebym
choć trochę odpoczęła i pobyła choć trochę we własnym domu.
Gdy czekaliśmy na autobus, to mama chciała wsiadać do byle
jakiego autobusu, bo strasznie się niecierpliwiła i była znów zła, że musi
czekać. Ciągle chciała jechać na ulicę ze swojego dzieciństwa. Nawet kierowców
autobusów wypytywała, czy jada na tą
ulicę.
Niestety zmuszona byłam w końcu przemieszczać się
taksówkami, bo było coraz gorzej.