Cały czas chodzi i przez cały dzień wydaje jakieś
nieartykułowane dźwięki typu „dziewie.., dziewie... Agresja powoli znów wraca,
bo potrafi mocno szczypać, zwala współ pensjonariuszom rzeczy ze stołu.
Potrafiła nawet rozebrać telefon na części. Znów trzeba patrzeć co robi. Ciągle
chce się rozbierać, ściąga kapcie i chodzi boso.
Łapie na przykład
koc i nim potrząsa, jakby chciała powiedzieć „oo zobacz jaki ładny kocyk’. Ma
chyba przy tym i chorobę Parkinsona, bo
trzęsą jej się ręce. Ale chyba tak jest przy Alzheimerze, bo wszyscy
chorzy na tą chorobę mają takie objawy.
Trzeba ją już karmić.
Nosi pieluchy, bo już nawet nie wie co to toaleta i co się
tam robi.
Już nawet nie reaguje na swoje imię, a leki trzeba jej
podawać rozgniecione w serku.
Powiem szczerze, że do domu przyjeżdżam ciężko chora i
zrozpaczona, widząc jak ta okropna choroba postępuje i rujnuje mamy życie.
Sama na pewno nie dałabym sobie rady opiekować się mamą.
Bałabym się zostawić ją choć na sekundę samą. A przecież trzeba czasem wyjść i
zrobić chociaż zakupy, czy pójść do lekarza i załatwić swoje sprawy.
Przykro mi, że taki jest jej stan. Kiedyś się przytulała, a
teraz traktuje mnie jak obcą. Siedzi koło mnie tylko tyle, żebym ją nakarmiła
czymś dobrym. Później idzie sobie nie
zwracając na mnie uwagi.