Gdy dopadła ją ta okropna choroba, wszystko zapomniała.
Miała trudności w zrobieniu nawet herbaty. Sypała do herbaty sól zamiast cukru.
Kiedyś gotowałam zupę. Gdy się gotowała, poszłam do pokoju
poczytać. Uważałam, że nie muszę stać nad garnkiem. Jakże się myliłam.
Przyszłam do kuchni i zobaczyłam, że ta
zupa jest coś za bardzo żółta. Zajrzałam do lodówki i zastanowiło mnie, że było
tam półtora kostki masła. A teraz nie widzę
go wcale. Doszło do mnie wtedy co się stało. Mama całe masło włożyła do
zupy i dlatego zupa przybrała taki żółty kolor. No cóż trzeba było ratować
obiad, bo nie miałybyśmy co jeść. Schłodziłam ją i zebrałam większość tłuszczu.
Przy innych posiłkach też musiałam patrzeć na ręce, bo mama
zamiast zjeść kanapki to pakowała je w „serwetki” czyli papier toaletowy i
chowała je do torebki, pod poduszki, między tobołki, których nie brakowało.
To było we wczesnej fazie choroby. później było gorzej.
Kanapki wkładała do herbaty.
Ale o tym później.