Wiedziałam, że jeszcze mogę mamę zostawić, bo gdy
chodziłyśmy razem to testowałam jej
pamięć. Zawsze prosiłam, żeby mnie zaprowadziła do jej domu, bo ja nie wiem
gdzie mieszka. Doprowadzała mnie
prawidłowo, ale mówiła ze to nie ta ulica, na której jesteśmy tylko
wymieniała tą z dzieciństwa. Na klatce wiedziała, w którą stronę ma iść, tylko
myliła piętra.
Wyjść nieraz musiałam, bo niektóre sprawy były konieczne do
załatwienia.
Załatwiłam opiekunkę na czas mojej nieobecności. Mama miała tylko na nią
poczekać dziesięć minut. Niestety. Opiekunka zadzwoniła, że mamy nie ma. Zanim
zadzwoniła do mnie obleciała cały teren koło domu. Mamy ani śladu.
Oczywiście zaraz wróciłam do domu i znów szukałam. Od razu panika i
strach, że coś się mogło stać. Po paru
godzinach jakaś pani zainteresowała się zbłąkaną, spanikowaną starszą panią
i przyprowadziła mamę do domu. Okazało
się, że mama jeździła sobie tramwajami.
Ciągle powtarzało się jedno. Muszę pojechać do domu, choć w
tym domu była. Dla niej dom był ten z dzieciństwa, bo ciągle wymieniała ulicę
nie tą gdzie aktualnie mieszkała, tylko tą z dzieciństwa.
Ostatni raz jak się zgubiła to zadzwoniła do mnie straż
miejska, żebym odebrała mamę. Mama znalazła się w innej dzielnicy. Chodziła po
podwórkach, czegoś szukała i jacyś ludzie zainteresowali się nią i zawiadomili
straż miejską.
Już wtedy do mnie dotarło, że nie mogę jej zostawić nawet na chwilkę.
Już i tak moje sprawy i zdrowie poszły w odstawkę.
Dzieci mówiły mi, że
ja tak dłużej nie mogę zaniedbywać swojego zdrowia i powinnam zdecydować się na oddanie mamy do domu
opieki. Jednak nie chciałam nawet o tym słyszeć.
Zaczęłam nawet
zamykać drzwi i głęboko chować klucze, ponieważ ciągle chciała wychodzić z
mieszkania. Gdy nie mogła otworzyć drzwi, szarpała je tak mocno, że myślałam,
że wyrwie je razem z futryną.
Musiałam się niestety nauczyć kłamać dla jej dobra.
Mówiłam wtedy ze pewnie się zacięły i już dzwoniłam po
ślusarza i trzeba poczekać. Uspokajała się i najczęściej kładła się do łóżka.