sobota, 5 maja 2012

SKŁONNOŚĆ DO UCIECZEK CHORYCH NA ALZCHEIMERA

Pewnego dnia mąż spał u mamy i w środku nocy obudził się. Zaniepokoiło go to, że za długo było światło w łazience włączone. Obszedł mieszkanie i stwierdził, że mamy nie ma. Po jakimś czasie mama wchodzi jakby nigdy nic do mieszkania. Nie umiała powiedzieć gdzie była i po co poszła.  

Wiedziałam, że jeszcze mogę mamę zostawić, bo gdy chodziłyśmy  razem to testowałam jej pamięć. Zawsze prosiłam, żeby mnie zaprowadziła do jej domu, bo ja nie wiem gdzie mieszka. Doprowadzała mnie  prawidłowo, ale mówiła ze to nie ta ulica, na której jesteśmy tylko wymieniała tą z dzieciństwa. Na klatce wiedziała, w którą stronę ma iść, tylko myliła piętra.
Wyjść nieraz musiałam, bo niektóre sprawy były konieczne do załatwienia.
Załatwiłam opiekunkę na czas mojej nieobecności. Mama miała tylko na nią poczekać dziesięć minut. Niestety. Opiekunka zadzwoniła, że mamy nie ma. Zanim zadzwoniła do mnie obleciała cały teren koło domu. Mamy ani śladu. Oczywiście  zaraz wróciłam  do domu i znów szukałam. Od razu panika i strach, że coś się mogło stać. Po paru godzinach  jakaś pani zainteresowała się zbłąkaną, spanikowaną starszą panią i przyprowadziła  mamę do domu. Okazało się, że mama jeździła sobie tramwajami.
Ciągle powtarzało się jedno. Muszę pojechać do domu, choć w tym domu była. Dla niej dom był ten z dzieciństwa, bo ciągle wymieniała ulicę nie tą gdzie aktualnie mieszkała, tylko tą z dzieciństwa.
Ostatni raz jak się zgubiła to zadzwoniła do mnie straż miejska, żebym odebrała mamę. Mama znalazła się w innej dzielnicy. Chodziła po podwórkach, czegoś szukała i jacyś ludzie zainteresowali się nią i zawiadomili straż miejską.
Już wtedy do mnie dotarło, że  nie mogę jej zostawić nawet na chwilkę.
Już i tak moje sprawy i zdrowie poszły w odstawkę.
Dzieci  mówiły mi, że ja tak dłużej nie mogę zaniedbywać swojego zdrowia i powinnam  zdecydować się na oddanie mamy do domu opieki. Jednak nie chciałam nawet o tym słyszeć.
Zaczęłam  nawet zamykać drzwi i głęboko chować klucze, ponieważ ciągle chciała wychodzić z mieszkania. Gdy nie mogła otworzyć drzwi, szarpała je tak mocno, że myślałam, że wyrwie je razem z futryną.
Musiałam się niestety nauczyć kłamać dla jej dobra.
Mówiłam wtedy ze pewnie się zacięły i już dzwoniłam po ślusarza i trzeba poczekać. Uspokajała się i najczęściej kładła się do łóżka.